- Spakowali plecaki, i w drogę -… najgorsze co możemy zrobić, to nie zrobić nic - przyznaje Rafał Wojak.
- Nie wiadomo, czy damy radę, nie wiadomo czy w jakiś sposób pomożemy, ale… jak nie spróbujemy, to będziemy potem się tylko zastanawiać, a może ktoś by usłyszał o Wiktorku, może ktoś by pomógł… Choć nie będziemy ryzykować, to na pewno nie będzie to spacer - dodaje Rafał Wojak, którego na wyprawę namówił syn.
Dziennie, w zimowych warunkach panowie chcą przemierzać blisko 30 kilometrów. Obiecali też relacjonować wyprawę w internecie - by jak najwięcej osób dowiedziało się o chorym Wiktorku i jego walce z SMA czyli rdzeniowym zanikiem mięśni.
- Nie rezerwujemy miejsc w schroniskach, liczymy że zawsze gdzieś nocleg się znajdzie. Mamy śpiwory, karimaty… - najwyżej „na glebie” też przenocujemy. Dojdziemy tam, gdzie starczy sił. Najważniejsze, że idziemy i wiemy po co - kwituje Rafał.
Zapaleńcy zabrali puszki dla Wiktorka, by - jeśli tylko zgodzą się ich właściciele - zostawić je w odwiedzanych schroniskach. - Tu najważniejsza jest informacja, dlatego idziemy też w „wiktorkowych” koszulkach. Im więcej osób dowie się o małym Wojowniku - tym lepiej, bo to zwiększa szanse na pomoc - podsumowuje nasz rozmówca.
Największym wyzwaniem dla małego Wojownika z Węgierskiej Górki jest czas. By mógł skorzystać z ratującej życie terapii genowej ma tylko dwa kilogramy czasu…
Na pierwszy dzień plan bardzo ambitny - z Ustronia Wojaki chcą dotrzeć do schroniska Przysłop pod Baranią Górą. Panowie… Powodzenia!
https://www.siepomaga.pl/dla-wiktorka