Żywiec po raz kolejny zagrał w największej orkiestrze świata. W ramach 29. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w po raz pierwszy oficjalnie zagrały morsy. Grupa ponad trzydziestu śmiałków po wrzuceniu datków do puszki - na 10 minut weszła do lodowatej wody jeziora żywieckiego. - Warunki - jak twierdzili były doskonałe.
- Trzeba wytrzymać pierwsze dwie minuty, potem robi się w zasadzie ciepło - przyznała Natalia Górna, która w niedzielę morsowała już nie po raz pierwszy. - Niektórzy robią to dla adrenaliny, inni - dla zdrowia i zabawy - ale zawsze warto spróbować - przekonywała.
Łagodny brzeg przy wejściu do wody, zabezpieczenie ze strony profesjonalnych ratowników - pozwalało na poczucie bezpieczeństwa. - W takiej wodzie zanurzałam się po raz pierwszy - warto było choć na chwilę z nimi wejść - poza tym - dużo łatwiej i bezpieczniej w grupie - przyznała jedna z pań, która dopiero rozpoczyna swoją przygodę z morsowaniem.Ale morsowanie to nie jedyna akcja w ramach żywieckiego finału. Na żywieckim rynku nie zabrakło pasjonatów wojskowości z grupy ASG Żywiec z dynamicznym pokazem, który przyciągnął sporo widzów. Na rynku także polała się krew. To już za sprawą krwiodawców, którzy i tym razem nie zawiedli i oddali blisko 17 litrów tego cennego płynu.Co najważniejsze - nie zawiedli też mieszkańcy Żywiecczyzny, którzy mimo pandemii, chętnie wrzucali do orkiestrowych puszek - przyznaje Aleksandra - jedna z wolontariuszek.
- Wielu ludzi wrzuca pieniądze, chcą pomagać i włączyć się w taki sposób w akcję - tłumaczy. Pojawiają się osoby, które w taki sposób chcą podziękować, bo sami doświadczyli tego, że sprzęt od orkiestry ratował zdrowie i życie ich bliskich… Pomimo tego, że trzeba mieć te maseczki, zachować dystans - jest dobrze, nawet bardzo dobrze i wspólnie wciąż działamy - dodaje.
W tym roku orkiestra zbiera fundusze na sprzęt dla oddziałów laryngologicznych i otolaryngologicznych, a także na diagnostykę głowy małych pacjentów.