Podczas akcji – dzięki pasjonatom podrasowanych czterech kółek – dla trzyletniego Wiktorka Szczechowiaka, który walczy z SMA udało się zebrać ponad 33 tysiące złotych. Drifterów nie trzeba było specjalnie namawiać, by zaangażowali się w pomoc.
My po prostu podzieliliśmy się naszą pasją – przyznaje Paweł Jurecki Wicemistrz Drift Open klasy PRO – Drift to jeden z najszybciej rozwijających się sportów i jeden z najbardziej efektownych, dlatego przyciąga sporą widownię. Sporo osób zgłosiło się też do nas i chciało przyjechać swoimi samochodami – świetnie, że się udało – podsumowuje.
Nie zabrakło też odważnych, którzy nie zawahali się wsiąść do drift taxi. – Rewelacja – super przeżycie, super! – przyznała zaraz po szybkiej przejażdżce pani Agata. – Warto było wrzucić do puszki na taki cel – małemu trzeba przecież pomóc – podsumowała w rozmowie z Radiem Eska. – oczywiście strach zawsze chyba jest przed takim przejazdem – ale rzeczywiście było super – dodała z uśmiechem.
Choć na niezbędną dla chłopca terapię genową potrzeba jeszcze ponad 6 i pół miliona złotych – grupa chcących pomagać ciągle się rozrasta. – Każdy pomaga jak potrafi, a mamy tu sporo dobrych ludzi o wielkich sercach – przyznała Izabela Chowaniec z żywieckiego MCK-u. – Zjechało sporo kierowców, którzy jeżdżą zupełnie charytatywnie, są różne stoiska gastronomiczne, DJ, wystawa samochodów offroadowych, jest tezgrochówka z żołnierskiego kotła... – każdemu z tych ludzi jesteśmy bardzo wdzięczni. Tylko razem możemy tyle zdziałać – komentowała.
Na imprezie organizowanej dla Wiktorka nie mogło zabraknąć stoiska z ciastami, które stały się już swego rodzaju tradycją – przyznaje jedna z wolontariuszek – Agnieszka Dybczak. – Na naszym stoisku udzielamy też informacji w jaki sposób można się włączyć w pomoc dla Wiktorka, a chętnych przybywa. Coraz więcej organizowanych jest kiermaszy w szkołach czy przedszkolach, ludzie pytają też, co jeszcze mogą zrobić – dodała w rozmowie z nami.
– Beata Tarczyńska czyli jedyna na „driftowaniu dla Wiktorka” kobieta za kierownicą sportowego wozu – przyznała nam w rozmowie, że pasją do takich wozów zaraziła się od kolegów, a z czasem pojawiła się chęć rywalizacji z nimi... – Oczywiście, jeśli tylko możemy włączyć się w pomoc – robimy, co się da. Swoim dzieciom też tłumaczyłam – „mama dziś jedzie zbierać pieniądze dla chorego chłopczyka”... – dlatego kursowała co sił, by kwota zebranych dla Wiktorka pieniędzy rosła.
– Trzeba mieć odwagę, trochę polotu i... nerwy na wodzy – wyjaśniał pomagający pasażerom wyjątkowych taksówek – Dawid. – Ciągle ruch – jedni wsiadają, inni wysiadają – dzieje się! I dobrze – cieszył się z dużego zainteresowania akcją nasz rozmówca.
– Tu jest całkiem bezpiecznie, to tylko tak wygląda na zewnątrz – dodawał Kamil Satława – w środku jest specjalna klatka, czteropunktowe pasy bezpieczeństwa, a każdy kto tu zasiada obowiązkowo zakłada kask – tłumaczył nam cierpliwie. A o co właściwie w tym driftowaniu chodzi? – Chodzi o to, by prowadzić samochód w kontrolowanym poślizgu, a jeśli jedzie się w parach – należy kopiować przejazd samochodu przed nami – objaśniał.
Pamiętajcie – wyścig z czasem małego Wiktora trwa nadal i wciąż można mu pomóc.
https://www.siepomaga.pl/dla-wiktorka
Posłuchajcie i zobaczcie, co działo się podczas akcji: