- Sprawa pomocy dla medyków w Żywcu pojawiła się w jednej z rozmów facebookowych… do akcji wkroczyła też pielęgniarka z położnictwa, poparła nasz pomysł i tak się zaczęło - śmieje się nasza rozmówczyni. - Wtedy, na samym początku szpital pozostał w zasadzie bez zabezpieczenia - maseczki nie docierały na czas, więc przydało się nasze wsparcie - dodaje. Aż serce rośnie, kiedy przypomni się jak bardzo ratownicy medyczni byli nam wdzięczni, wiedzieliśmy, że zrobiliśmy coś dobrego - wspomina.
W sumie przez pierwsze trzy miesiące pandemii - osoby skupione wokół akcji uszyły blisko 20 tysięcy bawełnianych maseczek, które były wówczas na wagę złota. Do towarów deficytowych należała wówczas też najzwyklejsza gumka, która normalnie kosztowała zaledwie 60 groszy, a w tamtym czasie jej cena poszybowała do blisko trzech złotych za metr - wspomina pani Izabela.
- Trochę przykro mi się zrobiło, kiedy weszły nowe przepisy mówiące o obowiązku noszenia masek chirurgicznych, choć nie zostały wycofane całkowicie maseczki bawełniane. Jednak w momencie, kiedy brakowało jakichkolwiek zabezpieczeń, a każdy drżał o życie i zdrowie - najprostsze maseczki były tak bardzo potrzebne… - przyznaje…
- Nośmy takie, jakie mamy. Jeśli używamy tych bawełnianych - pamiętajmy były po prostu czyste - często prane i prasowane - dodaje. W akcję szycia maseczek rok temu zaangażowało się ponad 50 osób, a maseczki trafiały nie tylko na Żywiecczyznę, ale także do szpitali i klinik w całej Polsce.
Po roku, mimo iż trochę oswoiliśmy się z pandemią, wirus wciąż jest niebezpieczny. Tylko dziś odnotowano blisko 150 nowych zakażeń w powiecie.
W akcję szycia zaangażowało się wtedy ponad 50 osób, a maseczki trafiały nie tylko na Żywiecczyznę, ale i do szpitali i klinik w całej Polsce.