Z najwyższych gór na upalną pustynię
O Mai Adamczyk pisaliśmy po raz pierwszy w maju zeszłego roku. Wówczas jeszcze 17-letnia bielszczanka wystartowała w kategorii półmaratonu podczas Everest Marathon. Maja zapisała się na kartach historii jako najmłodsza uczestniczka, a dystans 21 km ukończyła jako trzecia kobieta i szósta osoba na świecie.
Już wtedy podejrzewaliśmy, że jeszcze o Mai usłyszymy. I dokładnie tak się stało, bowiem ostatnio wzięła udział w morderczym Marathonie des Sables, czyli Maratonie Piasków. A to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę trudność trasy, ale też sytuację nastolatki, która w tym roku podchodzi do matury.
Zostały mi około dwa tygodnie do matury, a bardzo mi zależy na dobrych wynikach, uważam ten egzamin za kluczowy na mojej ścieżce dalszego rozwoju. Dlatego początkowo stwierdziłam, że udział w maratonie będzie szalony i nie chciałam jechać na pustynię po Everest Marathonie... Ale jak widać ostatecznie zmieniłam zdanie - uśmiecha się Maja.
A zadanie nie było proste. Do biegów ekstremalnych, takich jak Marathon des Sables czy Everest Marathon, trzeba się naprawdę porządnie przygotować. To nie tylko wyzwanie dla ciała, ale i ducha. W trakcie biegu człowiek walczy z samym sobą, ze zmęczeniem i bólem. - Dlatego kluczowe w takich momentach jest nastawienie i głowa z którą się pokonuje te wyzwanie - mówi Maja.
Maja Adamczyk ukończyła morderczy Maraton Piasków na Saharze
Można powiedzieć, że zainteresowanie sportem w rodzinie Adamczyków to coś naturalnego. Maja wcześniej śledziła wyczyny młodszego brata, który trenował wspinaczkę wysokogórską. Chłopak ma już na swoim koncie zdobycie EBC i Annapurna Base Camp. Z kolei tata trenował biegi, planował wystartować w Everest Marathon i zaproponował córce, by w Himalajach pobiegli razem.
Ogólnie lubiłam aktywności sportowe, ale nigdy nie myślałam, że będę biegała takie dystanse, w tak skrajnie trudnych i niebezpiecznych warunkach - mówi Maja.
A Marathon Des Sables to nie przelewki. Impreza biegowa jest organizowana od 1986 roku na południu Maroka i nie bez powodu znajduje się na liście siedmiu najtrudniejszych biegów świata. To 250 km w 50 stopniowym upale po marokańskiej Saharze z Dar Kaoua do Tazzarine. Dystans podzielony jest na 6 etapów, z czego najkrótszy ma 21,1 km, a najdłuższy - 85,3 km. Zadanie jest tak trudne, że historii zawodów zdarzyły się już przypadki śmiertelne.
Zwycięstwo ma słodki smak marokańskiej herbaty
Żeby wziąć udział w zawodach, 18-latka przygotowywała się przez kilka miesięcy. Trenowała sześć razy w tygodniu, pokonując łącznie od 60 do 80 km. Im bliżej było do Maratonu Piasków, tym dłuższe robiły się dystanse. Ale jak szczerze przyznaje Maja, to i tak nie wystarczyło.
Nie byłam przygotowana do takich temperatur i takiej wagi plecaka, który wynosiła ponad 12 kg. Do tego piasek wkradał się dosłownie wszędzie, na bieżąco trzeba było leczyć otarcia i oparzenia, a w nocy ciężko było o regenerację, bo materac był twardy, temperatura gwałtownie spadała, a a dodatkowo zaczynała szaleć burza piaskowa. Nigdy też nie zrobiłam takiego dystansu jak 85 km, który zresztą okazał się dłuższy o 6 km. Na początku dyskutowałam z tatą, co było trudniejsze - Everest Marathon czy Marathon des Sables. Jednogłośnie zgodziliśmy się, że ten drugi. Nigdy w życiu nie robiłam nic tak trudnego jak Maraton Piasków - mówi Maja.
Mało brakowało, a mogłaby biegu nie ukończyć. Podczas drugiego etapu, 10 km przez metą, bielszczanka doznała potężnego kryzysu.
Byłam odwodniona, przemęczona, zdenerwowana i nie chciałam już dalej iść, a mój ciężki plecak wcale mi w tym nie pomagał. Zamiast żwawo przemierzyć ostatnie kilometry, wlokłam za sobą nogi. Praktycznie cudem doszłam do mety, a mój tata szedł cały czas obok mnie. Wtedy też uznał, że resztę dystansu pokonamy wspólnie, widząc jak niebezpieczne są warunki, w których się znajdujemy - opowiada Maja.
Wsparcie taty, ale też niezwykła siła woli sprawiły, że 18-latka zebrała się w sobie i ukończyła bieg. Na mecie dostała do wypicia tradycyjną, zieloną, słodką herbatę do wypicia, której smak będzie pamiętać jeszcze długo. Tak właśnie smakowało zwycięstwo.
Maja nie tylko biega, ale również pisze i motywuje innych do działania
Maja pamiętać będzie również ludzi, których poznała na pustyni. To z nimi siedziała wieczorami, rozmawiałam wymieniała się doświadczeniami. Można powiedzieć, że poznała tam przyjaciół.
Czy ambitna bielszczanka planuje udział w kolejnych ekstremalnych zawodach? - Póki co mam w planach przygotowanie do Iron man’a, czyli do swoich treningów będę musiała wprowadzić jeszcze jazdę na rowerze oraz basen. Jeśli natomiast chodzi o kolejny, ekstremalny projekt, to jest to póki co tajemnica - uśmiecha się tajemniczo dziewczyna.
Nieco więcej o jej marzeniach i sposobach na radzenie sobie z ekstremalnym wysiłkiem możemy się dowiedzieć dzięki książce pt. "W pogoni za marzeniami". To pierwsza autorska publikacja Mai skupiona wokół jej udziału w Everest Marathonie. A wkrótce na rynku pojawi się jej kontynuacja.
Swoim pisaniem dziewczyna chce zmotywować innych i pokazać, że można osiągnąć wszystko - potrzebne jest tylko odpowiednie nastawienie.